piątek, 25 maja 2012

słaby charakter

Zauważyłam, że jestem bardzo podatna na uzależnienia ostatnio. Oczywiście nie mówię o narkotykach, czy alkoholu, bo od tego zawsze stroniłam. Mówię o moim uzależnieniu od telewizji, jedzenia słodyczy, niezdrowego jedzenia typu fast food. Nikt nie wie, ile ja tego codziennie zjadam. Batony, chipsy, hamburgery, cola. Ukrywam ile tego jem, bo jest mi po prostu bardzo wstyd. Na szczęście waga na to nie wskazuje, więc nikt nic nie podejrzewa. Wszyscy wiedzą, że lubię fast foody, ale nikt się nie spodziewa, że aż do tego stopnia. Nikt nie podejrzewa, że bywa, iż codziennie mega paka chipsów jest zjedzona przed snem. Nikt nie podejrzewa, że zjem kilka batoników, poprawię chipsami i colą. Od dłuższego czasu zastanawiam się, czy mój nastrój w dużej mierze nie jest właśnie spowodowany takim odżywianiem się. Macie jakieś doświadczenie w tej kwestii? No bo, czy nie można mieć obniżonego nastroju, dołka emocjonalnego i nerwów (przez cały czas) właśnie przez takie jedzenie śmieciowe? Może właśnie tutaj leży problem, a przynajmniej jakaś część?

czwartek, 24 maja 2012

samotność w tłumie...

Czy czuliście kiedyś samotność w tłumie? Jest to bardzo nieprzyjemne uczucie, którego ostatnio doświadczam cały czas. Jestem zagubiona jak nigdy w życiu. O swoich problemach i dylematach nie chce rozmawiać nawet z przyjaciółmi, przed którymi udaję, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Z mężem również nie mogę porozmawiać. Zwłaszcza z nim nie mogę rozmawiać, bo w końcu wiele dylematów dotyczy naszego wspólnego przyszłego życia. Ale to temat na inny wpis.

Samotność w tłumie jest bardzo przygnębiająca. Nie daję sobie już rady sama z tym wszystkim, ale nie chcę wciągać w to przyjaciół, czy rodziny. Po prostu, już przekonałam się, że z takimi problemami trzeba się zmierzyć samemu. Wiem, że trzeba walczyć o siebie, ale ja zatrzymałam się w martwym punkcie i nie ruszam do przodu. Z każdym dniem się uwsteczniam i ciągle za uszami słyszę głos, który mówi mi: "zrób coś z tym, zanim będzie już całkiem za późno". Ten głos jednak zagłuszają inne słowa: "daj spokój, już wiele razy próbowałaś. Po co próbować i starać się znowu, poddaj się, bo i tak nic z tego nie będzie". Ten głos jest coraz silniejszy, głośniejszy, bardziej doniosły i zagłusza ten pierwszy. To on powoduje, że siadam na przysłowiowych 4 literach i oglądam seriale, zamiast zrobić coś ze swoim życiem. A problemów mam "od groma". Jak nigdy w życiu, są to problemy na każdej możliwej płaszczyźnie. Problemy z mężem, problemy z sobą - oj tych jest zdecydowanie najwięcej, bo myślę, że gdyby nie one, to wiele praw by się rozwiązało.

Mam wielu przyjaciół, mam męża, liczną rodzinę, ale to nie sprawia, że czuję się choć przez moment mniej samotna. Ostatnio zresztą przyjaciele są bardzo zajęci. Niektórzy pracą, niektórzy codziennymi sprawami, więc nie mają na nic czasu. A nawet, jak mają ten czas to nie rozmawiam z nimi o tym, że mam problemy z sobą, bo już był czas kiedy o tym rozmawiałam, szukałam porad, pomocy, ale okazuje się, że z wieloma rzeczami człowiek zostaje po prostu sam. I nie dopatruję się tutaj złej woli, czy braku chęci pomocy. Po prostu tak jak nikt za mnie rano nie wstanie, czy nie umyje się, tak tych problemów nikt za mnie nie rozwiąże. Tym bardziej tracę szacunek do siebie, że nie umiem ruszyć do przodu, że nie potrafię wykrzesać z siebie odrobiny chęci.

Wszystko mi w moim życiu doskwiera, a najbardziej to, że nie mam dostatecznie dużo siły, żeby się ruszyć i coś zmienić. Nie jestem szczęśliwa i nie potrafię tego zmienić. A tak strasznie tego pragnę! Lecz nie robię nic, żeby zbliżyć się do celu. Obecnie nawet nie wiem jak zacząć. Brak mi sił i energii żeby coś zmienić, brak pomysłu, w głowie zupełna pustka.

wtorek, 22 maja 2012

telewizja mnie ogłupiła...

Telewizja, eh telewizja... Czy programy telewizyjne ogłupiają człowieka? Mam na myśli seriale i programy różnej maści. Powiedzcie mi, jak to mogło się stać, żeby osoba, która zawsze traktowała telewizję ze zdrowym dystansem mogła przepaść z kretesem na jej rzecz? Mam na myśli siebie i oglądane przeze mnie programy i seriale. Myślę, że stało się to na zasadzie przyzwyczajenia. 

Zaczęło się bowiem od tego, że wciągnął mnie jeden serial, następnie zaczęłam oglądać kolejny i kolejny. Machina ruszyła. Od seriali się zaczęło, potem różne programy typu You Can Dance, Top Model, Surowi Rodzice, Na kłopoty Zawadzka i tak cały czas. Nawet jak już wszystkie programy, które zwykle oglądam "zaliczyłam", to znajdę taki, który nie szczególnie mnie interesuje, tylko po to, by coś oglądać. Powiem szczerze, że nawet pisanie o tym mnie żenuje ponieważ wraz z telewizją przepadłam. 

Uważam, że telewizja mnie niszczy, bo wolę obejrzeć kolejny serial niż poczytać książkę, co kiedyś było nie do pomyślenia. Skoro wolę dowiedzieć się co słychać u bohaterów serialu M jak Miłość niż porozmawiać z własnym mężem, to chyba jest coś nie tak? Najgorsze jest to, że wiem, iż muszę to przerwać i znów stoję w bezruchu i nie potrafię nic z tym zrobić. 

Czy telewizja ogłupia człowieka? Myślę, że oglądana bez umiaru na pewno. Ja: osoba lubiąca porządek, czystość - ostatnio naprawdę przesadzam, bo nie chce mi się ułożyć porozwalanych ubrań, gdyż mam chwilę żeby oglądnąć jakiś program, gdyż akurat dziecko śpi. A jeśli przegapię ten moment snu dziecka, to potem już nie będę miała kiedy zobaczyć kolejnego ukochanego odcinka. Jest mi ogromnie wstyd za siebie, ale nie potrafię definitywnie z tym skończyć i powiedzieć: dość tego! Z czego to wynika? Nie wiem, ale jestem przerażona sobą. Uważam, że telewizja, te wszystkie seriale i programy strasznie wciągają, jeśli zacznie się je oglądać. Wiadomo, że odcinek serialu kończy się zawsze w najciekawszym momencie, więc człowiek jest ciekawy co będzie jutro. Wybaczy mu zdradę, czy nie wybaczy? Będą mieć dziecko, czy nie będą? Wyzdrowieje, czy nie wyzdrowieje? I tak w kółko. Dla mnie złotym środkiem jest po prostu nie zaczynać oglądać danego serialu, danego programu w ogóle. Bo jak już zacznę i obejrzę jeden odcinek, to już będę oglądać wszystkie... Stąd właśnie wniosek, że telewizja ogłupia człowieka i to doszczętnie! Ironicznym pozostaje fakt, że ja telewizji (jako takiej) zupełnie nie oglądam, bo nie mam kiedy włączyć odbiornika. Przekleństwem stało się jednak darmowe oglądanie telewizji przez internet, wszystkie programy dostępne o każdej porze dnia i nocy. Po prostu mam chwilę? Siadam przed laptopem i oglądam przegapiony przeze mnie odcinek programu, czy też serialu.

To co mną kieruje teraz to wstyd za siebie, poczucie wstydu, że dopuściłam do takiej sytuacji, że tyle czasu spędzam (czytaj: marnuję) na bezsensownym patrzeniu się w ekran. I jak przerwać tę potężną machinę, która wciągnęła mnie w swój świat długimi mackami? Telewizja uzależnia - to jest fakt. Uświadomić sobie jednak ten fakt to jedno, ale przerwać swoje uzależnienie to już inna sprawa...

poniedziałek, 21 maja 2012

poważne zmiany

Czy mieliście kiedyś wrażenie, że Wasz świat zwariował? Nie mówię o świecie jako całości, nie mówię o ludziach tworzących ten świat, nie mówię też o wartościach. Mówię tutaj o waszym własnym, małym świecie. Czy mieliście więc wrażanie, że on zwariował? Że Wasza równowaga emocjonalna została poważnie zachwiana? Że już nic nie jest jak dawniej, a już na pewno nie jest tak jak powinno być? I to na każdej możliwej płaszczyźnie? Ja mam właśnie takie nieodparte wrażenie, ale niestety nie od wczoraj, niestety nie od miesiąca lecz od co najmniej dwóch lat. To jest właśnie powód założenia tego bloga przeze mnie. Taka ostatnia deska ratunku, że może dzięki pisaniu dam radę. Uczepiłam się tej myśli jak tonący brzytwy. Wcześniej tylko czytałam blogi różnych osób. Blogi te często mnie inspirowały, często dawały nadzieję, że lepsze jutro jest możliwe. Ale niestety nic się nie wydarzyło. Lepsze jutro nie nadeszło, nadeszło tylko gorsze i z każdym dniem mój mały świat staje się nie do zniesienia


Czy kierowała kiedyś Wami ogromna chęć zmian? Mną tak, ale za każdym razem był to słomiany zapał. Wiecie, na początku wielkie podekscytowanie, energia do działania, a potem wielkie lenistwo. Zawsze przypominało mi to postanowienia noworoczne, bo u mnie zawsze jest tak, że robię wielkie plany, zawsze mają nadejść poważne zmiany w moim życiu. I one faktycznie nadchodzą. Tylko, że są to zmiany na gorsze. 


Nie wiem co się dzieje ze mną, ale z każdym dniem, miesiącem jest coraz gorzej. Nie potrafię poukładać sobie w głowie z czego to wszystko wynika. Ogarnęła mnie wielka frustracja, bo mam wrażenie, że pomimo moich lat nic jeszcze nie udało mi się osiągnąć. Może wielu z Was powie: jesteś jeszcze młoda, całe życie przed tobą, masz dopiero 26 lat. Ale w tej chwili czuję się jakbym przegrała swoje życie. Ogromną frustracje w sobie noszę ponieważ z każdym dniem staję się kimś, kim nigdy być nie chciałam. Staję się osobą wypełnioną po brzegi cechami, których nigdy nie chciałam posiadać. I stoję w tym martwym punkcie jak zaczarowana. Jakby ktoś odarł mnie z wszelkiej siły sprawczej, ale pozostawił rozum, który wie co należy zrobić, ale ja jako całość nie jestem tego w stanie osiągnąć. Ogarnęła mnie frustracja, bo wiem z czym muszę walczyć, a nie robię z tym nic. I na początku było jak zawsze... zapał, myśl, że teraz na pewno się uda zmienić siebie, zmienić swoje życie, a potem... znów wielkie nic. Wielkie plany poważnych zmian, które znów odeszły w niepamięć. Pozostało wielkie rozczarowanie.


Jak odczarować siebie? Tak bardzo bym chciała się zmienić, tak bardzo bym chciała być taka jak kiedyś. Pełna energii, wesoła, przyjazna, znająca swoją wartość. A teraz? Teraz czuję się, jakbym była zawieszona w otchłani. I pewnie wielu z Was powie, że przecież mogę się zmieniać, zwłaszcza, że wiem co chcę zmienić. Ale ja już nie wiem jak, nie umiem zacząć, nie potrafię wydobyć z siebie jakiejkolwiek energii. Jak przezwyciężyć to zawieszenie w próżni? Próżnia - dobre słowo, które nawiasem mówiąc bardzo dobrze opisuje ostatnio moje życie.

Ku lepszemu życiu... dlatego, że po raz ostatni podejmuję próbę ku zmianom, które mają doprowadzić mnie do lepszego życia, choć już nie bardzo w nie wierze. Może Wy dacie mi wiarę i siłę. Jeśli jednak i tym razem mi się nie uda, to po prostu jestem nic nie warta jako człowiek.